środa, 9 grudnia 2009

Pierwsze w życiu nurkowanie Marka Ellyatta

Fragment książki "Gladiator Oceanu":

Na twarzach moich kolegów, nowicjuszy nurkowania, gdy ześlizgiwaliśmy się pod powierzchnię oceanu, widniał głównie wyraz udręki. Instruktorka cały czas dotykała swego nosa i głośno piszczała przez aparat oddechowy, kiedy kierowaliśmy się na dno. Niektórzy członkowie grupy naśladowali pokazywanie palcem nosa, ale nie byłem w stanie zrozumieć, w jaki sposób to miałoby w czymkolwiek pomóc. Nie czułem bólu, po prostu opadłem na morskie dno i patrzyłem. Myślę, że większość grupy miała problemy z przetkaniem uszu z powodu zmiany ciśnienia. Instruktorka gestykulowała ku mnie szaleńczo z góry. Wyglądała, jakby ciągnęła za sobą w dół na sznurku łańcuszek nurków. Ci wszyscy dorośli mężczyźni po prostu trzymali się za ręce. Większość wymachiwała płetwami, jak gdyby jechali na rowerze, wolną ręką wykonując ruchy jak przy pływaniu żabką. Niektórzy zdecydowanie wyglądali, jakby woleli płynąć ku górze, a nie w dół.
 
Patrzyłem ze zdziwieniem w górę na to stadko ciągnięte ku mnie. Wyglądało to, jakby niektórzy z tych facetów przeżywali właśnie swój pierwszy dzień w szkole i absolutnie nie mieli ochoty puścić teraz matczynej ręki. Pamiętam, że pomyślałem sobie, iż nurkowanie z akwalungiem musi przypominać naukę korzystania z soczewek kontaktowych lub rodzenie dzieci – na początku może wychodzić dosyć chaotycznie i potencjalnie zawstydzająco, lecz, miejmy nadzieję, warto wytrwać. Po mniej więcej dziesięciu minutach klęczenia na piasku i przyglądania się tym wygłupom nad moją głową, zobaczyłem, że instruktorka pokazuje mi kciuki do góry. Czułem się świetnie, więc odpowiedziałem tym samym sygnałem. Powtórzyła go wiele razy, a ja odpowiadałem jej tak często, jak tylko mogłem. Puściwszy pozostałych nurkujących, którzy wypłynęli od razu z powrotem na powierzchnię, Karen zaczęła płynąć w moim kierunku. Przekonany, że tylko my dwoje będziemy nurkować, skierowałem się w dół pobliskiego zbocza. Pozostała część grupy wydawała się szczęśliwsza miotając się na powierzchni, niektórzy wyglądali, jakby tłoczyli  nogami winogrona. Machałem mymi płetwami w górę i w dół tak szybko, jak tylko mogłem. Za sobą stworzyłem całkiem niezłą burzę piaskową, wyraźnie  strasząc jakąś szarą płaską rybę. Nagle coś schwyciło mnie od tyłu, aż zdębiałem. Rozpoznałem rękę Karen, gdy wystrzeliła gdzieś zza mojej głowy i szybko zaczęła napompowywać moją kamizelkę wypornościową. Całe to dodatkowe powietrze wpłynęło na moją pływalność i w ciągu paru sekund wystrzeliłem ku powierzchni przypominając odętą rozdymkę. Wniebowzięty tym, że moje pierwsze nurkowanie okazało się takim sukcesem, podziękowałem instruktorce za to doświadczenie. Oszołomiona tylko potrząsnęła głową. Wyobrażam sobie, że takie wyjątkowe chwile to właśnie nagroda, na którą miała nadzieję, patrząc na lądowe niedołęgi zaczerpujące swój pierwszy haust powietrza pod wodą. Wspomniałem, że doświadczenie to niemal zaparło mi dech w piersiach, a wówczas Karen rozejrzała się po pozostałych akwanautach z naszej grupy, niektórym leciała krew z nosa, i mruknęła tylko cicho „rzeczywiście zadziwiające”, dalej kręcąc głową.